Bardzo długo nie potrafiłam wyrazić, czym jest dla mnie Adoracja. Bóg jest Inny. Bóg jest większy niż horyzont naszego ludzkiego pojmowania. Odkąd sięgam pamięcią, przeżywałam wewnętrzny bunt, gdy czytałam lub słyszałam od kogoś, jak
d o k ł a d n i e  będzie w Niebie lub gdy roztaczano przede mną wizje Boga od A do Z.

Boża rzeczywistość niesie w sobie niedopowiedzenie, tajemnicę, zaufanie i zawierzenie. Wszelkie uściślenie istoty Boga wydaje mi się krzywdzące i ogałacające z prawdy. To tak jakby przykładowo opisywać potężnego słonia, obserwując go zaledwie przez dziurkę od klucza. Owszem, zauważę ciemnoszary odcień skóry słonia w zakresie centymetra czy dwóch. Nie dane będzie mi jednak dostrzec błysku w jego oczach, spojrzenia, jego wielkości, różnicy w ubarwieniu, nie mówiąc już o jego wnętrznościach czy usposobieniu.

Dlatego adorując od wielu lat Jezusa w ciszy, nie potrafiłam napisać czegokolwiek na ten temat.

Nadal nie potrafię.

Z wdzięczności jednak za ten DAR, pozwól, że zerwę kilka zaledwie kwiatków z bezkresnej łąki ukwieconej barwnie i aromatycznie Obecnością płynącą z Daru Adoracji. Te kwiatki ułożę w maleńki bukiecik z bilecikiem „dziękuję” dla Jezusa, który czeka na mnie w swej żywej Obecności każdego dnia.

Serce

„Bóg jest większy od naszego serca”

(1J 3,20)

Serce jest czymś tak poruszająco pięknym, wartościowym i bezcennym w człowieku.

Wybierając się  na Adorację, idę z moim maleńkim sercem i przytulam się w Duchu do WIELKIEGO SERCA mojego OJCA. Trwam. Maleńkie serce bije przy wielkim Sercu. Z każdym oddechem rytm bicia maleńkiego zbliża się do rytmu Serca Ojca. To maleńkie nic nie robi samo z siebie. Jest.  W przedziwnym Obiegu Miłości duże Serce sprawia, że aortami i tętnicami, niczym w naczyniach połączonych, przepływa Życie do tego maleńkiego, zależnego. Małe serce trwa, a duże je hojnie i darmo napełnia Sobą. Ładuje akumulatory Miłowania.

Serce ładowane nie potrzebuje o niczym rozmyślać, o nic prosić, nic osiągać.

Wystarczy, że

jest.

Nadmorski kamyk

Kamienie. Szorstkie. Twarde. Można skręcić o nie kostkę, złamać palec, potknąć się, dostać w nos, rzucić w kogoś. Jakże ciężka i trudna do uniesienia jest torba wypełniona kamieniami!

Spójrz zarazem na nadmorski kamyk, taki smagany permanentnym otuleniem powracających fal. Weź w dłonie taki cieniutki wygłaskany kamyk. Poczuj, jak przyjemnie jest wyszlifowany, jak przyjemnie trzymasz go w dłoni.

To czyni Jezus z sercami swoich adoratorów.

Być przyjacielem Jezusa

Jezus – jak baranek, dał się poprowadzić na zabicie bez oporu. Dla Ciebie, dla mnie. Ten pozornie słaby, wydający siebie Baranek, po Zmartwychwstaniu jest pełen mocy. Baranek wskazuje drogę i Tobie i mi, że w logice Bożej do zwycięstwa dochodzimy przez śmierć, słabość, ogołocenie, wydanie siebie. Kościół czyli Ty i ja, MY, stanowi niejako „Małżonkę Baranka”, która jak przyjaciel, współcierpi i współwydaje się za Kościół, za świat, kierując się miłością.

Przychodzę adorować Jezusa ze względu na Niego Samego. Tam jest On. Mój Oblubieniec. Przyjaciel Umiłowany. Nie chcę, by był Sam. Pragnę trwać z Nim i przy Nim; by Obecność była pocieszeniem. Bez oczekiwań. Bez próśb. Bez książki skarg i zażaleń.

Oddaję swoje życie, swoje plany, fajne zaproszenie od znajomych i idę do Niego. Do realnej Osoby. Na spotkanie. Tak głębokie, że aż bez słów.

Przychodzę z tym, co mi wyszło, i nie wyszło. Z moimi rozczarowaniami i bólami. Zawierzam je Ojcu.

Jest to moja próba odpowiedzi miłością na Miłość. Oddaję Panu ukrytego w kruchym chlebie moje wątłe życie. Wierzę i ufam, że to wydanie i próba jednoczenia mojego maleńkiego bólu i cierpienia z Jego Krzyżem i Śmiercią, zradza ż y c i e. Wnosi ż y c i e w Kościół. Ratuje świat. Ratuje Ciebie i mnie.

Źródło życia

Źródłem życia w Kościele jest Eucharystia. Adoracja to przedłużenie Eucharystycznej Uczty. To takie trwanie przy Jezusie wydanym, które pozwala mi spotkać siebie samą – kochającą małżonkę, zatroskaną mamę, zapracowaną kobietę, gospodynię naszego domu, w ciągłym biegu życia.

Adoracja to jak znak STOP dla mojego zabieganego serca. Dzięki niej, mimo upływu lat i zdarzeń, wciąż pozostaję sobą i czuję się młoda.

„On patrzy na mnie, a ja patrzę na Niego” usłyszał święty proboszcz z Ars Jan Maria Vianney od swojego parafianina – prostego wieśniaka. Być dostrzeżonym – jakaż to łaska, jakże elementarna potrzeba w każdym człowieku.

Jezus prześwietla moje życie i uzdrawia je od środka.

Pozostawione monety

Zdarzyło się, jak się  zwyczajnie przytrafia, że wyleciał mi z ręki na chodnik pieniążek.

Bywało tak, że zostawiałam go tam, gdzie upadł z uśmiechniętą myślą serca pt. ”Jak fajnie, że ucieszy się z jego odnalezienia Ktoś!”

Poprzez ten nieco humorystyczny i mało ekologiczny przykład pragnę wyrazić jeszcze inną woń płynącą z kwiatów Adoracji.

Adoracja przybliża nas do utraconej prawdy, że wszyscy jesteśmy jedno. Nie ma w Sercu Adoracji rozdźwięku na wierzących i niewierzących, na chrześcijan postępowych i tradycyjnych, na Ciebie i mnie. Jesteśmy MY w Nim. Gramy do jednej bramki. Widzimy więcej niż czubek własnego nosa.

Moja własność, mój „pieniążek”, może stać się Twoim. Ucieszy mnie to. To nie żyję dla siebie i w oderwaniu od świata. Przestaję myśleć granicą mojego ego, mojego domu, ogródka, moj-ego ego.

Bóg czyni z nas jedno.

Parasol podczas ulewy

Jezus w Adoracji przeprowadzał mnie nie raz przez meandry życia. Pamiętam czas, gdy zmieniałam pracę po wielu latach zakotwiczenia w jednym miejscu. To spore wówczas przeżycie oddawałam Jezusowi podczas Adoracji. Była wówczas ulewa. Sklepienie kaplicy adoracyjnej utworzyło niejako wielki parasol ochronny nad moim sercem.

Pod takim solidnym parasolem niestraszne było jakiekolwiek oberwanie chmury. Mogłam trafić pod strumień rynny i z trudnością przeżywać proces niepewnej zmiany.

Moje serce pod parasolem Bożej Opieki zalał natomiast trwały pokój i poczucie bezpieczeństwa.

Ukryta w Nim

Adorując Jezusa nie tylko doświadczam Jego Miłującego Spojrzenia, Jego Przytulenia, a także Jego żywej Obecności w mojej duszy. Jak maleńki kwiatek wtopiony między warstwy cienkiego przezroczystego wosku i tam bezpieczny, ukryty i spokojny, tak Jezus przyciąga moją duszę i serce do Hostii. Wtapia mnie między warstwy białego Opłatka w bijącym Sercem, otula w całości i bez kresu. W sposób niewidoczny a głęboki i realny.